wtorek, 3 lutego 2015

Od ostatniej notki minęło naprawdę sporo czasu, postaram się to zmienić i pisać częściej.
Mimo tego, że nie mam czasu na pisanie, bardzo mnie do tego ciągnie i chcę to robić, może znajdę czas przynajmniej raz w tygodniu, żeby coś tu napisać.

Zaczęłam ferie, które miały być najlepszymi dotychczas. Niestety, żaden z moich planów nie wypali, ze względów głównie finansowych. Miałam odwiedzić Warszawę, Wrocław, Rzeszów i Kraków, ale najprawdopodobniej wyjdę tylko na osiedle. 

Nie mam na nic chęci, nie chcę widywać się z ludźmi. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju, z dobrą muzyką i tabliczką czekolady. Ale cóż, nie można odizolować się od świata całkowicie..

28 stycznia w Katowicach odbyło się podpisywanie płyt Dawida Kwiatkowskiego. Oczywiście, musiałam na nim być, no bo jakby inaczej! Tego dnia zamiast iść do szkoły pojechaliśmy do kina na Hobbita. Wróciliśmy koło godziny 12:30, poleciałyśmy szybko na dworzec i kierunek Katowice! Dojechałyśmy koło 14, znalazłyśmy Saturn'a (bo tam odbywało się podpisywanie). Na początku dokładnie nie wiedziałysmy jak tam wejść, ale po czasie się udało. Siedziałyśmy na schodach we 3 i co chwilę się zmieniałyśmy, jedna zostaje, dwie idą do łazienki, lub do maka, zależy. Podpisywanie miało zacząć się o 17, ale wiadomo, inna strefa czasowa i te sprawy. Koło 16 dziewczyny zaczęły wstawać, nie wiem po co tak wcześnie, no cóż. Znowu ścisk, nie da się oddychać, typowe u Kwiatonators. Poznałyśmy kilka fajnych dziewczyn, w niektórych momentach doprowadzały mnie do płaczu ze śmiechu. Gdy już prawie miałyśmy iść o "etap" dalej, zrobiło mi się słabo. Zjedzenie przez cały dzień dwóch cukierków i odrobiny chipsów nie było dobrym pomysłem. Wyszłam na bok, a gdy już chciałam wrócić, ochroniarz nie chciał mnie wpuścić. No cóż, trzeba było nie wychodzić z kolejki. Ale później udało nam się go przekonać i wpuścił mnie. Podpisywanie trwa - a my dalej stoimy w etapie przepychania. Koło 19:30 udało nam się wejść za barierki, a o 20 stałyśmy już prawie koło Dawida. Ogólnie cały proces podpisywania płyty odbył się bardzo szybko, zdążyłam zamienić z Dawidem zaledwie pare słów i zrobić zdjęcie, które wyszło koszmarnie. Podpisał płytę, wziął kartkę, na której napisałam wszystko co chciałam mu powiedzieć (wiedziałam, że na podpisywaniu wszystkiego zapomnę!), pożegnałam się z nim i poszłam. Do domu wróciłam koło 22:30, no i zaczęła się depresja, ahahahaha, tak! To jest chyba normalne u wszystkich, ale cóż, trzeba to przeżyć.

Nie mam żadnych odpowiednich zdjęć, które mogłabym dodać. Następnym razem lepiej się na to przygotuję. Trzymajcie się!
Nie zapomnijcie dodać do obserwowanych, odwiedzić mojego aska, czy instagrama oraz facebook'a. (podane na górze strony.)